Archive for marzec, 2011

Nasze pierwsze kolumbijskie znajomości – Cali i Manizales 13-18 lutego 2011

Posted in Kolumbia on marzec 3rd, 2011 by Marzena – 4 komentarze

Kolumbijczycy mają opinię jednego z najbardziej pomocnych, gościnnych i przyjaznych narodów Ameryki Południowej. Jeszcze przed przyjazdem do Kolumbii mieliśmy szansę przekonać się, że ta opinia może być zasłużona. W czasie pobytu w Buenos Aires a następnie w Rio de Janeiro poznaliśmy przesympatycznych Kolumbijczyków: Pabla i jego mamę z Cali oraz Nicolasa z Manizales. Wszyscy na wieść o tym, że wybieramy się do Kolumbii, zupełnie bezinteresownie zaproponowali nam gościnę w swoich domach i zaoferowali nam pomoc w czasie naszego pobytu w Kolumbii. Kiedy dotarliśmy do Kolumbii uznaliśmy, że byłoby miło spotkać się z nimi jeszcze raz:)

Z Pablo i jego mamą spotkaliśmy się w ich rodzinnym mieście Cali. Cali jest trzecim co do wielkości miastem Kolumbii i oficjalną stolicą salsy. Nasi Kolumbijczycy zaopiekowali się nami z prawdziwą troską, zabrali nas na typowy niedzielny obiad, pokazali miasto, opowiedzieli kilka ciekawych historii, zorganizowali lekcje salsy i zaprosili do swojego domu. Dzięki ich gościnności bardzo miło spędziliśmy czas w Cali.

Z Cali pojechaliśmy na tereny, na których uprawia się w Kolumbii kawę. Obszar ten zwany „zoną cafeterą” tworzą trzy główne miasta – Manizales, Pereira i Armenia oraz niekończące się plantacje kawy porastające góry otaczające te miasta. W Manizales zatrzymaliśmy się u Nicolasa, który podobnie jak Pablo i jego mama, zajął się nami z dużą uwagą i zaangażowaniem, pokazując nam miasto i goszcząc nas w swoim domu.

W czasie pobytu w Manizales pojechaliśmy zobaczyć jedną z okolicznych plantacji kawowych. Przed wizytą na tej plantacji nasz wiedza na temat kolumbijskiej kawy była znikoma. Widzieliśmy, że kawa jest głównym towarem eksportowym Kolumbii i tyle. Co do samej kawy, której próbowaliśmy już w Kolumbii, mieliśmy dość mieszane uczucia. Kawa była bardzo słaba i do tego Kolumbijczycy serwowali nam ją z ogromną ilością cukru. Po wizycie na plantacji przekonaliśmy się jednak, że kawa, która jest tu uprawiana jest naprawdę doskonała. Zapewne jednak ta najlepsza jest przeznaczona na eksport a nie do lokalnej konsumpcji. Warto tylko dodać, że słuchając o procesie uprawy kawy, czy jej zbiorach nabraliśmy dużego szacunku do ciężkiej pracy zbieraczy kawy, dzięki którym wszyscy codziennie rano możemy rozkoszować się upragnioną filiżanką kawy:)))

Około dwóch godzin drogi od Manizales znajduje się jeszcze jedno miejsce warte zobaczenia – wulkan Nevado de Ruiz. Znajduje się on w parku narodowym Los Nevados, który jest jednym z najważniejszych ekosystemów Kolumbii, zapewniającym wodę dla obszaru zamieszkiwanego przez ok. 3 miliony Kolumbijczyków. Sam wulkan ma niestety niechlubną historię – w 1985 roku po jego wybuchu zginęło 23.000 osób… Zagrożenie wybuchem nadal istnieje więc można dojechać tylko na wysokość 4.800 m.n.p.m. Nam pogoda nie dopisała i wulkanu z bliska niestety nie widzieliśmy:)

Uwaga techniczna

Posted in Bez kategorii on marzec 3rd, 2011 by Marzena – 1 Comment

Prowadzenie bloga to trudna sprawa… Zapodział nam się jeden wpis z Rio który miał być przed wpisem z Bogoty;)

Wszystkich tych którzy już widzieli Bogotę zachęcamy do przewinięcia trochę w dół i poczytania o karnawale w Rio (hm, pooglądania;)

Pierwsze dni w Kolumbii – Bogota 9-13 lutego 2011

Posted in Kolumbia on marzec 1st, 2011 by Marzena – 2 komentarze

Rio było zdecydowanie jednym z tych miejsc, które opuszczaliśmy z uczuciem niedosytu i przekonaniem, że mogliśmy zostać w Brazylii jeszcze trochę czasu. Uznaliśmy jednak, że budżet mocno nadszarpnięty po Argentynie nie wytrzyma brazylijskich cen, i chcąc go ratować zdecydowaliśmy przenieść się do Kolumbii. O Kolumbii w czasie naszej podróży nasłuchaliśmy się od poznanych ludzi strasznie dużo i każdy, kto tu był, zachwalał kraj, jego mieszkańców i przekonywał, że Kolumbia jest równie bezpieczna jak inne kraje Ameryki Południowej. Zachęceni opowieściami polecieliśmy z Rio do Bogoty. Lądowanie mieliśmy lekko mówiąc ciężkie bo nagle z gorącego i słonecznego Rio znaleźliśmy się w zimnej i deszczowej Bogocie. Do tego rozchorowaliśmy się porządnie i zwiedzaliśmy Bogotę z gorączką:( Postanowiliśmy się jednak nie zrażać i dać szansę i temu miejscu, ponieważ wielu spotkanym przez nas ludziom Bogota się podobała.

Wprawdzie poczuliśmy, po czasie spędzonym w Chile, Argentynie i trochę Brazylii, że wróciliśmy do prawdziwej Ameryki Południowej, ale to co zobaczyliśmy nas nie zachwyciło. Bogota jest ogromnym miastem, w którym już na pierwszy rzut oka widać ogromne dysproporcje społeczne. Są dzielnice, w których można dobrze zjeść, zabawić się, czy pójść na zakupy do wielkich centrów handlowych (na marginesie mamy wspólną cechę narodową z Kolumbijczykami – też uwielbiają niedzielne spacery po centrach handlowych:) Są też miejsca, które można odwiedzić – zabytkową dzielnicę Bogoty La Candelaria, wzgórze Monsserat z którego rozciąga się panoramiczny widok na miasto, czy imponujące muzea, z których najważniejsze jest muzeum złota. Z drugiej strony, po raz pierwszy spotkaliśmy prawie nagie prostytutki wystające w ciągu dnia na ulicach miasta. Widzieliśmy też bardzo dużo biednych i koczujących na ulicach miasta ludzi, zostawionych samymi sobie. Wyjeżdżając z Bogoty uznaliśmy, że mieszanka, którą tu wiedzieliśmy, pozostawiła w naszej pamięci raczej negatywny obraz tego miasta.

Nasz karnawał w Rio

Posted in Brazylia on marzec 1st, 2011 by Marzena – 1 Comment

Rio ma wiele charakterystycznych miejsc – Ipanema, Copacabana, Christo Redentor czy Pao de Azucar, jednak chyba najbardziej znaną na świecie wizytówką miasta jest karnawał – coroczna kilkudniowa rywalizacja pomiędzy szkołami samby to najbardziej huczne obchody karnawałowe na świecie. My znaleźliśmy się w Rio jakiś miesiąc przed terminem karnawału (w tym roku obchody przypadają na 5-8 marca 2011), więc było nam trochę szkoda, że nie zobaczymy Rio w karnawale. Pomyśleliśmy – następnym razem:)

Więc kiedy dowiedzieliśmy się od jednego z pracowników naszego hostelu, że w weekendy na sambodromie odbywają się próby szkół występujących w czasie karnawału, postanowiliśmy jednak coś zobaczyć. Przyjechaliśmy na sambodrom w sobotę i… z wyjątkiem kilku ochroniarzy i nas nie było tam żywej duszy. Zawiedzeni porażką zauważyliśmy przed wejściem na sambodrom harmonogram prób – okazało się, że następnego dnia trzy szkoły samby miały zaplanowane próby. Postanowiliśmy, że na sambodrom dotrzemy jeszcze raz, i zastanawialiśmy się tylko czy wziąć ze sobą nasz gigantyczny aparat, żeby z ukrycia zrobić kilka zdjęć. Myśleliśmy bowiem, że jak przyjdziemy na próby, to na sambodromie oprócz nas, może kilku innych turystów, ochroniarzy i oczywiście tancerzy nie będzie nikogo więcej.

Kiedy dotarliśmy tam następnego dnia przeżyliśmy jedną z większych niespodzianek w życiu i musieliśmy mieć głupie miny gdy zobaczyliśmy to:

Oprócz nas, kilku turystów, ochroniarzy i tancerzy oczywiście, na sambodromie było chyba całe Rio… Wszystko wyglądało tak jak w czasie prawdziwego karnawału. Były światła, trybuny pełne widzów, transmisje telewizyjne, fotografowie, tancerze i jedna wielka impreza. Jedyną różnicą względem „prawdziwego” karnawału było to, że tancerze nie byli ubrani tak jak podczas właściwych obchodów. Prawdziwa była ich radość, zabawa i uczucie wkładane w taniec. Podobało się nam strasznie a widzieliśmy tylko mały kawałek…

[Popeye też wpadł na chwilę]