Amor Latino

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie umieścić tego wpisu… Zaczęło się tak. Lecieliśmy lokalnym lotem z Cancun do Puebli. Przed startem włączyli nam film instruktażowy na wypadek wszelkich przygód w czasie lotu. Niby takie nic… no ale nie tutaj… Jak najlepiej w kraju telenowel dotrzeć do odbiorcy – jasne, że przez telenowelę. Tak więc film instruktażowy to nic innego jak mini telenowela opowiadająca historię miłosną, która zaczyna się w samolocie. W jednej ze scen, kiedy kobieta proponuje mężczyźnie spotkanie przy wyjściu, on ją pyta (robiąc przy tym oczywiście wielkie oczy i telenowelową minę) – przy którym wyjściu i dodaje przecież w samolocie mamy kilka wyjść? Ona też robi wielkie oczy i tę samą minę, napięcie między nimi rośnie i wtedy w filmie zaczyna się część, z której dowiadujemy się, gdzie w samolocie znajdują się wyjścia ewakuacyjne… Cały film był pełny takich scen co nas strasznie rozbawiło i chyba też zadziałało – pierwszy raz z zainteresowaniem i do końca obejrzeliśmy film instruktażowy. U nas takich filmów nie ma a moim zdaniem wielka szkoda…

Udało mi się go znaleźć na necie dla chcących poczuć klimat. Trwa kilka minut i ma angielskie napisy:

Zaczęło się od filmu a potem było jeszcze więcej miłości. W Puebli na każdym kroku napotykaliśmy pary, które dosłownie nie mogły „oderwać się” od siebie. Byli wszędzie – na zocalo, pod ogrodzeniem katedry, na ulicy i bez względu na wiek, czy wygląd ich południowa krew bezsprzecznie dawała o sobie znać. Patrząc na nasze ulice trzeba stwierdzić, że chyba brakuje nam fantazji…

Comments are closed.