Archive for luty, 2011

Plaże Rio de Janeiro 4-9 lutego 2011

Posted in Brazylia on luty 25th, 2011 by Marzena – 3 komentarze

Zapomnijcie o tym co napisaliśmy wczoraj – widoczki w Rio może i są warte zobaczenia, ale to co w Rio najważniejsze to plaże!!! Najsłynniejsze plaże – Copacabana, Ipanema, czy Leblon – położone są w najlepszych dzielnicach miasta i codziennie przyciągają tłumy ludzi spragnionych ruchu, wypoczynku i idealnej opalenizny. A mają czym przyciągać – jest idealny żółty piasek, ciepłe morze z niesamowitymi falami i dużo słońca. Ich dostępność powoduje, że o każdej porze dnia na każdej z plaż jest pełno ludzi w różnym wieku, przychodzących tam zaznać tego wszystkiego, a później wracających do swych obowiązków:)

My choć na kilka dni staliśmy się Brazylijczykami a czas spędzony na plaży tak nam się podobał, że zapomnieliśmy o bożym świecie i ciężko nam się było zmobilizować, żeby zobaczyć cokolwiek innego w Rio.

Rio de Janeiro 30 stycznia-9 lutego 2011

Posted in Brazylia on luty 24th, 2011 by Marzena – 1 Comment

Po pobycie w Iguazu postanowiliśmy trochę odpocząć od „podróżowania”. Minęły już trzy miesiące od kiedy wyjechaliśmy z Polski i zaczynaliśmy właśnie nowy etap podróży – jej dotychczasowa część była choć w zarysie zaplanowana jeszcze w domu, głównie ze względu na konieczność dopasowania się do pory deszczowej. Kiedy znaleźliśmy się w Foz do Iguacu, nasz plan się skończył i kolejne miejsca zaczęliśmy wybierać zupełnie spontanicznie. Pierwszym z takich miejsc miała być Brazylia. Zaczęliśmy od Foz do Iguazu i postanowiliśmy pojechać jeszcze dalej w głąb kraju. Wiedzieliśmy, że w Brazylii możemy liczyć na piękne plaże, dużo słońca, smaczne jedzenie, pyszne koktajle no i oczywiście sambę. Z drugiej strony, spodziewaliśmy się że będziemy znowu musieli pokonywać wielkie odległości, że będzie jeszcze drożej niż w Argentynie a przede wszystkim bardziej niebezpiecznie. Postanowiliśmy sprawdzić, co z tego okaże się prawdą:)

Zaczęliśmy od plaży:) Pojechaliśmy na jedną z wysp znajdujących się przy wybrzeżu Brazylii – Ilha do Mel. Perspektywa spędzenia choć kilku słonecznych i leniwych dni kusiła po czasie „gonitwy” w Argentynie. Dotarliśmy więc na wyspę i choć miało być słonecznie, to niemiłosiernie lało przez trzy z czterech dni kiedy tam byliśmy. Plaże były i może nawet ładne, ale w deszczu to nie to samo… Tak więc oddaliśmy się błogiemu lenistwu i smakowaniu tutejszej przepysznej caipirinhi:) Zdjęć nie robiliśmy bo nie było po co.

Następnym miejscem, które mieliśmy zwiedzić było Rio de Janeiro i jadąc tam byliśmy bardzo ciekawi co tam zastaniemy. Z jednej strony spodziewaliśmy się plaż Copacabany, Ipanemy, czy Leblonu, postaci Chrystusa górującej nad miastem, czy panoramicznego widoku miasta z góry Pao de Azucar. Z drugiej mieliśmy w głowie, stworzony przez różne filmy i opowieści spotkanych ludzi, obraz faveli, dużej przestępczości, czy niebezpieczeństw czyhających tam na turystów. Prawdę mówiąc ten drugi obraz Rio przeważał w naszych głowach…

Ostatecznie Rio okazało się jednym z tych miejsc, do których chcemy wrócić jak najszybciej się da… Wyjeżdżając z Rio mieliśmy największy jak dotychczas niedosyt i szczerze żałowaliśmy, że to już koniec naszej przygody z tym miastem. A dlaczego? Pisząc, że podobały nam się plaże, słońce i morze – ktoś może pomyśleć – że można to mieć w innym miejscu, niekoniecznie w Rio. Powiem tak – pewnie i można ale na pewno nie takie jak tu:) Rio tętni życiem, zachwyca różnorodnością, kolorami, muzyką – jest niesamowite… A widoki ze wzgórz Pao de Azucar, Corcovado (na którym znajduje posąg Chrystusa), czy dzielnica Santa Teresa są zachwycające.

Oczywiście, miasto ma swoją ciemną stronę. Są wielkie favele, bezdomni na ulicach, czy niebezpieczne rejony. My na szczęście uniknęliśmy wszelkich niepożądanych przygód dlatego też Rio będzie nam się dobrze kojarzyło i jest jednym z tych miejsc, które w czasie podróży zaskoczyło nas najbardziej i z pewnością do niego wrócimy:)

Okolice Iguazu 28-29 stycznia 2011

Posted in Brazylia on luty 20th, 2011 by Marzena – 1 Comment

Podczas pobytu po brazylijskiej stronie zobaczyliśmy jeszcze dwie atrakcje – elektrownię wodną Itaipu i park ptaków.

Itaipu została zbudowana w latach 1974-1991 i jest drugą co do wielkości elektrownią wodną na świecie, po znajdującej się w Chinach Zaporze Trzech Przełomów. Pod względem stosunku powierzchni zalanej dla potrzeb elektrowni do produkowanej energii zajmuje pierwsze miejsce. Jako że elektrownia została zbudowana na rzece granicznej pomiędzy Paragwajem i Brazylią, Itaipu jest po połowie własnością tych dwóch krajów. Co ciekawe, połowa załogi jest paragwajska a druga połowa brazylijska. Prąd wytworzony w Itaipu również ulega podziałowi po 50%, ale z uwagi na to, że Brazylia ma większe zapotrzebowanie na prąd, Brazylijczycy kupują od Paragwajczyków 40% ich części – z 20 generatorów zainstalowanych na zaporze 18 produkuje dla Brazylii, a pozostałe dwa dla Paragwaju (i pokrywają niemal 100% zapotrzebowania w tym kraju).

Po Itaipu mieliśmy jeszcze krótki epizod w Paragwaju. Za namową kolesia, który wiózł nas do Brazylii wylądowaliśmy w Ciudad del Este w Paragwaju. Nasz kierowca przekonywał nas, że w tym kraju nie ma podatków i dlatego cały sprzęt elektroniczny jest tam dużo tańszy. Daliśmy się uwieść magii zakupów i wjechaliśmy z nim do Paragwaju. Równie szybko jak się tam znaleźliśmy, wyjeżdżaliśmy z niego po tym jak się okazało się, że nasz kierowca zawiózł nas do „odrobinę” podejrzanego sklepu. Już nie wspomnę o tych cudownych ofertach, które okazały się jedną wielką ściemą:) No ale na szczęście bez żadnego uszczerbku wróciliśmy do Brazylii. Tego dnia pożegnaliśmy się też z Madzią, która musiała niestety wracać do Polski. Miesiąc, który spędziliśmy razem minął strasznie szybko, za szybko…

Ostatnim miejscem jakie już sami widzieliśmy w Foz do Iguacu był zbudowany w dżungli park ptaków. Podobno w samym parku można zobaczyć 800 gatunków ptaków, motyli i innych zwierząt. Większość z nich można spotkać w samej Amazonii. Zwierzaki są zamknięte w dosyć dużych klatkach dzięki czemu mają choć trochę miejsca do pofruwania. Niektóre klatki w parku były bardzo duże i można było do nich wejść żeby zobaczyć ptaki z bardzo bliska. Tak więc mimo tych klatek byliśmy zachwyceni bo większość z tych zwierząt widzieliśmy po raz pierwszy w życiu. Największe wrażenie wywarły na nas tukany – są super!

Wodospady Iguazu po stronie brazylijskiej 28-29 stycznia 2011

Posted in Brazylia on luty 18th, 2011 by Marzena – 2 komentarze

Następnego dnia wybraliśmy się żeby zobaczyć wodospady Iguazu z brazylijskiej strony. Po poprzednim dniu myśleliśmy, że już chyba nic nas nie zaskoczy i że widzieliśmy wszystko co było do zobaczenia i na dodatek z tak bliska. Jednak kiedy dodarliśmy na miejsce to zrozumieliśmy, że byliśmy w dużym błędzie. Wodospady z tej strony, widać może z większej odległości, ale dzięki temu widoki są panoramiczne. Z tej strony można też podejść bliżej i zobaczyć Gargantę del Diablo od przodu, czy znaleźć się bardzo blisko innego wielkiego wodospadu. Ostatecznie byliśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się być po obu stronach i muszę przyznać że nie umiem powiedzieć, która jest fajniejsza.

Wodospady spodobały nam się tak bardzo, że postanowiliśmy je zobaczyć jeszcze z jednej perspektywy – tym razem powietrznej:) W ramach trochę spóźnionego prezentu urodzinowego Kubusia polecieliśmy helikopterem żeby zobaczyć Iguazu z góry i było niesamowicie. Nie tylko dlatego, że był to nasz pierwszy lot helikopterem i już tylko z tego tytułu było super ale przede wszystkim dlatego, że widoki po raz kolejny odjęły nam mowę:) A to zobaczyliśmy z góry:)

Po argentyńskiej stronie Iguazu 26-27 stycznia 2011

Posted in Argentyna on luty 15th, 2011 by Marzena – 3 komentarze

Po ponad półtoramiesięcznym pobycie dotarliśmy do ostatniego przystanku naszej argentyńskiej przygody – miejscowości Puerto Iguazu, położonej w odległości 20 km od wodospadów Iguazu. Miejsce to zaserwowało nam dwie przemiłe niespodzianki – po pierwsze, widok wodospadów przerósł nasze najśmielsze oczekiwania (a spodziewaliśmy się, że będzie spektakularny). A dlaczego?

Po drugie, opuszczając Buenos byliśmy przekonani, że właśnie zakończył się nasz półtoramiesięczny maraton pt. „Dziś, dla odmiany, stek”. Jednak dzięki lokalnej knajpie maraton przedłużył się o kolejne dwa dni, a główny bohater (http://www.eltioquerido.com/galeria12.html) awansował na pierwsze miejsce naszego „lomusiowego” rankingu.

Wracając do wodospadów: te w Iguazu zyskały światową sławę ze względu na ilość przepływającej przez nie wody – maksymalny poziom zarejestrowany to prawie 13 tys. metrów sześciennych (czyli 13 tys. ton) na sekundę. Dla porównania maksymalny przepływ zarejestrowany w wodospadach Niagara to 8.3 tys. metrów sześciennych na sekundę. Taka ilość spadającej wody wytwarza huk, który podobno słychać z odległości 7 kilometrów. Co ciekawe, w 2006 roku przez wodospady Iguazu przez prawie dwa miesiące płynęła bardzo mała ilość wody – zaledwie 300 metrów sześciennych na sekundę. Było to wynikiem beztroskiej wycinki dżungli, która zaburzyła sposób funkcjonowania wodospadów. Na szczęście, aktualny stan wody powrócił do właściwego poziomu i wodospady działają jak dawniej:)

Wodospady Iguazu to nie tylko Garganta del Diablo (Gardziel Diabła czyli ich główna część – w kształcie litery „U”, wysoka na 82 metry i szeroka na 700 metrów) ale również szereg innych wodospadów – podczas pory deszczowej ich liczba sięga 275 sztuk. Do większości z nich można podejść bardzo blisko i dzięki pomostom zbudowanym na różnych wysokościach zobaczyć je z różnych perspektyw. Co fajniejsze, pomosty prowadzą często pod sam wodospad co gwarantuje każdemu przymusową kąpiel i pomaga przetrwać niemiłosierny upał.

Nam kolejną w tym dniu kąpiel zafundowała też firma, z którą popłynęliśmy zobaczyć wodospady z bliska. W końcowej fazie wycieczki kapitan poprosił wszystkich o schowanie aparatów do wodoodpornych worków, i następnie wpłynął łódką prosto pod dwa wodospady. Była to nasza najdroższa i najfajniejsza kąpiel w życiu, po której oczywiście nie została na nas ani jedna sucha nitka:)

Co ciekawe, przez rzekę Iguazu przebiega granica argentyńsko-brazylijska – 2/3 ich powierzchni należy do Argentyny i 1/3 do Brazylii. Kiedy znaleźliśmy się po argentyńskiej stronie i widzieliśmy z niej tą brazylijską (którą mieliśmy odwiedzić kolejnego dnia) myśleliśmy, że już nic ciekawego tam nie zobaczymy. Okazało się, że niedoceniliśmy tego co tam na nas czekało – ale o tym za niedługo:)

Colonia del Sacramento 25 stycznia 2011

Posted in Urugwaj on luty 10th, 2011 by Marzena – 1 Comment

W czasie pobytu w Buenos Aires wybraliśmy się na jeden dzień do Urugwaju. Powody wizyty były dwa: po pierwsze, drużyna Urugwaju w czasie ostatnich mistrzostw świata w piłce nożnej zaskarbiła sobie naszą ogromną sympatię – za walkę do końca, wygrywanie przegranych meczy w doliczonym czasie gry i kupę szczęścia, którego polskiej drużynie zawsze brakuje (no i za przyjemność jaką sprawiało oglądanie urugwajskich piłkarzy – Karolcia wie o czym mówię;). Po drugie (i chyba ważniejsze) urugwajskie steki miały być jeszcze lepsze niż te argentyńskie. Wybór miejsca padł na Colonię del Sacramento bo była najbliżej (przeprawa promem z Buenos Aires zajmuje tylko godzinę) i miała opinię bardzo urokliwego miejsca.

Sama Colonia ma za sobą burzliwą historię. Została założona przez Portugalczyków aby ci mogli kontrolować działania Hiszpanów w położonym na drugim brzegu rzeki La Plata Buenos Aires (przy dobrej pogodzie z brzegów Colonii można dostrzec zarysy Buenos). Z tego powodu była ona łakomym kąskiem zarówno dla Portugalczyków jak i Hiszpanów, i w okresie kolonialnym często przechodziła z rąk jednych do rąk drugich. Pozostałością po naprzemiennych rządach w Colonii jest więc urokliwa zabudowa starego miasta, w której widać wpływy portugalskie i hiszpańskie.

Podczas wizyty w Colonii, chyba bardziej niż zabytkowa zabudowa miasta, spodobały nam się stare samochody, których pełno było w tym mieście. Urugwajskie mięso też spróbowaliśmy i było smaczne, choć oczywiście po jednym razie ciężko oceniać, czy było tak dobre jak to argentyńskie. Wniosek po jednodniowej wizycie jest więc następujący – zdecydowanie musimy tu kiedyś wrócić, żeby lepiej poznać dwa najważniejsze produkty marketingowe Urugwaju – rynek mięsny i plaże w Punta del Este.