Chile

Santiago de Chile i Valparaiso 4-6 stycznia 2011

Posted in Chile on styczeń 16th, 2011 by Marzena – 4 komentarze

Z Mendozy przejechaliśmy do Santiago de Chile. Zwiedzaliśmy miasto odwiedzając jego najważniejsze place, dzielnice Bellavista i biznesową, muzeum sztuki prekolumbijskiej, galerie sztuki przy La Monedzie i Bellas Artes. Wjechaliśmy też na wzgórze San Cristobal, z którego rozciąga się imponujący widok na miasto i otaczające je góry.

Santiago jak każda stolica pełne było zabieganych ludzi, ale mimo to odnieśliśmy wrażenie, że dzięki dużej ilości zielonych terenów, dobrej komunikacji, fajnym restauracjom czy ładnej architekturze, Santiago może być miłym miejscem do życia. W trakcie pobytu w Santiago spotkaliśmy się też ze znajomymi Madzi. Nasi „lokalesi” nie tylko okazali się przemiłymi osobami, ale też zatroszczyli się o nas jak prawdziwi gospodarze. W ekspresowym tempie pokazali nam główne atrakcje miasta, a smaku kolacji w restauracji do której nas zabrali długo nie zapomnimy. Tak więc mimo, że byliśmy w Santiago krótko, będziemy dobrze wspominać spędzony tam czas.

Ostatniego dnia pobytu w Chile odwiedziliśmy Valparaiso. Kolejny raz mieliśmy tu pecha do pogody, choć tym razem nie wiało, ale było zimno i pochmurnie. Mimo to spacerowaliśmy urokliwymi uliczkami miasta, zjechaliśmy kilkoma działającymi windami i odwiedziliśmy zabytkowy cmentarz znajdujący się na jednym ze wzgórz miasta. Na targu rybnym jeden ze sprzedawców zrobił nam też krótką lekcję biologii dotyczącą owoców morza, która nie ukrywam przydała się nam wszystkim przy wybieraniu dań w portowej knajpie:)

Valparaiso i Vina del Mar 11-13 grudnia 2010

Posted in Chile on grudzień 26th, 2010 by Marzena – Możliwość komentowania Valparaiso i Vina del Mar 11-13 grudnia 2010 została wyłączona

Jadąc dalej na południe Chile dotarliśmy do Valparaiso. Valpo jest miastem portowym, jednym z ważniejszych w Ameryce Południowej, choć jego rola uległa zmniejszeniu po powstaniu Kanału Panamskiego. Jest też miejscem stacjonowania chilijskich okrętów wojennych.

Wzgórza otaczające port wymusiły specyficzną zabudowę miasta – budynki dosłownie wspinają się po wzgórzach wokół zatoki. Ulice miasta przypominają prawdziwy labirynt schodów, wąskich i krętych przejść, oraz ślepych zaułków. Żeby ułatwić mieszkańcom poruszanie się po górzystym mieście, władze w latach 1883-1932 wybudowały 30 wind (ascensores, linii naziemnych kolejek liniowych), wywożących ludzi na poszczególne wzgórza. Ich liczba uległa zmniejszeniu do 22 wind z powodu pożarów i trzęsień ziemi, a jedynie cztery wciąż działają.

Z większości budynków znajdujących się na zboczach wzgórz rozciąga się imponujący widok na port. Niepowtarzalny charakter miastu nadaje kolorowa i przy tym niezwykle stłoczona zabudowa jego wzgórz. Całość tego obrazu tworzy niezwykły klimat miasta. Warto też dodać, że w 2003 roku zabytkowe dzielnice miasta zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego Unesco.

Dwadzieścia minut jazdy metrem od Valpo znajduje się jego dokładne przeciwieństwo – Vina del Mar. Brak wzgórz, zabytków oraz nudna szachownica ulic może nie brzmią zachęcająco, ale plaża wzdłuż całego wybrzeża, parki, drzewa, restauracje i kawiarnie – jak najbardziej tak. Vina jest pewnie bardziej wygodnym miejscem do codziennego życia dla jej mieszkańców, jednak nam Valpo bardziej przypadło do gustu.

W poszukiwaniu słońca 6-10 grudnia 2010

Posted in Chile on grudzień 20th, 2010 by Marzena – 5 komentarzy

Przemarznięci, brudni i spragnieni choć minimum cywilizacji po wycieczce na Salar (i chyba też całej Boliwii) wjechaliśmy do Chile. Krajobraz zmienił się zupełnie, choć znaleźliśmy się tylko kilka kilometrów za granicą… Zaczęły się asfaltowe drogi, pojawiły się samochody i autobusy. Znowu widzieliśmy czyste pobocza, toalety z wodą i papierem toaletowym, domy (a nie coś co je przypomina) i w ogóle czystość. Wracając do cywilizacji doceniliśmy niby takie małe rzeczy, jak prąd, czy ciepłą wodę. Oczywiście cywilizacja ma swoją cenę, o czym bardzo szybko przekonaliśmy się my i nasze portfele.

Nasza przygoda w Chile zaczęła się w San Pedro de Atacama, gdzie oddaliśmy się błogiemu lenistwu po przygodzie z Salarem. Lenistwo było tak wielkie, że z San Pedro zdjęć nie będzie:) Z San Pedro pojechaliśmy do miasta Calama. Przystanek w Calamie przeznaczyliśmy na zwiedzanie kopalni miedzi Chuquicamata i otaczającego ją opuszczonego miasta. Dowiedzieliśmy się, że sama kopalnia wydobywa dziennie ok. 630.000 ton skał (!), z których w 14-dniowym procesie produkcyjnym otrzymuje się ponad 1,5 tony miedzi. Najciekawsze jest to, że ta kopalnia produkuje aż 8% światowej produkcji miedzi, a całe Chile 33%. Teren kopalni odkrywkowej to obszar ok. 3×5 km, a głębokość wykopu to 1 km. Oprócz danych produkcyjnych z kopalni zafascynowaliśmy się też ciężarówkami wywożącymi skały z dołu kopalni na jej powierzchnię. Ciężarówki, które nas mijały były ze dwa razy większe niż autobus, którym jeździliśmy po kopalni, a ich ładowność wynosi aż 400 ton.

Wracając do opuszczonego miasta, to przyczyną jego wyludnienia były regulacje środowiskowe. Kopalnia rozrasta się w takim tempie, że dosłownie pożarła pobliskie miasto Ostatnia rodzina opuściła je w 2008 roku. Jako rekompensatę kopalnia wybudowała i przekazała na własność każdej wysiedlonej rodzinie nowy dom w pobliskiej Calamie. Obecnie część wysiedlonego miasta znajduje się już pod gruzami skał wydobytych z kopalni.

Przemieszczając się dalej na południe Chile zwiedziliśmy małe nadmorskie miasteczka Caldera i Bahia Inglesa oraz nieco większą La Serenę. W każdym z tym miejsc szukaliśmy słońca i plaży. Słońce wprawdzie znaleźliśmy ale zimny wiatr utrudnił nam plażowanie. Skoro więc wyczekiwanego plażowania nie było pozostało nam zwiedzanie, smakowanie tutejszej kuchni (wyśmienitych owoców morza) i próbowanie chilijskich win.