Jak wydoić turystę, czyli witamy w Puno 19 listopada 2010
Posted in Peru on listopad 23rd, 2010 by Marzena – 6 komentarzyTen wpis dojrzewał przez cały nasz pobyt w Peru ale nasza wizyta w Puno stanowiła przysłowiową kropkę nad i. Proszę tylko nie zrozumcie go źle choć myślę, że ciężko będzie się nie zgodzić z naszymi odczuciami:)
Z jednej strony jesteśmy my turyści, którzy przyjechali żeby poznawać miejscową kulturę, z drugiej strony są miejscowi, którzy mają nam tą kulturę przybliżyć. Wydawałoby się, że są to dwie strony tego samego medalu ale chyba nie do końca… Niestety my oczekiwaliśmy naturalności a oni pieniędzy… Wyglądało to mniej więcej tak, gdziekolwiek pojawiali się turyści tam od razu zaczynała grać jakaś peruwiańska kapela, której członkowie ubrani w śmieszne koce i czapki peruwianki po zagraniu mniej więcej dwóch-trzech kawałków wołali o wsparcie i ściągali koce… Na dźwięk piszczałki do teraz mam dreszcze… Oczywiście niektórym się podobało i to bardzo.
Do tego wszędzie na turystów spragnionych pięknych zdjęć czekały Peruwianki z małymi barankami lub alpakami, które za zdjęcie chciały po 2 zł. Co bardziej przedsiębiorcze nawet ubierały te zwierzaki w czapeczki i pompony i same podchodziły i pytały, czy nie chcemy zrobić zdjęcia:) Może i praktyka nie zasługuje na pochwałę ale sama też dałam się skusić na zdjęcia, z których jestem dumna…
No ale najlepsze na koniec… Chcieliśmy zwiedzić Uros, czyli zbudowane z trzciny wyspy pływające na jeziorze Titicaca. Takiego teatrzyku w życiu nie widzieliśmy… Przypłynęliśmy na jedną z takich wysp i zaczęło się… Najpierw jedna z pań zjadła surową trzcinę mówiąc, że tym się żywią na wyspach, a następnie każdy z nas dostał surową trzcinę do spróbowania. Następnie starsza pani prawie siłą zaciągnęła nas do „swojego domu” a za wizytę zapłaciliśmy 5 zł. Później każda z pań znajdujących się na wyspie chciała nam sprzedać swoje artystyczne wyroby, które niczym nie różniły się od tego, co można było kupić na straganach w mieście. Jeden koleś coś kupił i dodatkowo oprócz prawdziwego dzieła sztuki… dostał od Peruwianki fałszywe pieniądze co wyszło na jaw, kiedy chciał zapłacić, koleżance tej która mu wydała fałszywką, za przepłynięcie na inną wyspę… Ale najbardziej zaszokowało nas pożegnanie z wyspą, którą odwiedzaliśmy. Odpływaliśmy a kobiety śpiewały Vamos a la playa…. i żegnały nas wołając Hasta la vista baby…
Po powrocie dowiedzieliśmy się od właściciela hostelu, że ludzie rzekomo mieszkający na wyspach, w rzeczywistości mieszkają w Puno, gdzie mają mieszkania i samochody i codziennie rano wypływają do pracy w teatrzyku… Podsumowując – komercja sprawiła, że nie mogliśmy w pełni docenić tego, z jakim trudem i pomysłowością ludzie stworzyli te wyspy i wyobrazić sobie jak wyglądało życie ludu Uros w tak trudnych dla człowieka warunkach przyrodniczych.